Zapraszamy do lektury tekstów, które przygotowali kuratorzy wystawy Żołnierz napoleoński, ojciec komedii polskiej – Fredro w Ossolineum: Hanna Kulesza, Aldona Mikucka i dr Grzegorz Polak. Znajdą w nich Państwo odpowiedzi na wiele pytań związanych z twórczością Fredry, jego związkami z Ossolineum oraz Wrocławiem.
Sto lat, Fredro!
Dwudziestego czerwca 230 lat temu urodził się Aleksander Fredro. A może to było dwa lata wcześniej? Metryka spłonęła, więc do końca nie wiadomo. Był autorem kilkudziesięciu utworów scenicznych, którymi „uratował Polskę od ogólnej melancholii” (jak stwierdził Stanisław Koźmian). Wiele pochodzących z nich powiedzeń przeniknęło do potocznej polszczyzny. Na przykład: „Niech się dzieje wola nieba, / z nią się zawsze zgadzać trzeba!”, „wolność Tomku w swoim domku” czy „Przyrzekam na kobiety stałość niewzruszoną / Nienawidzić ród męski, nigdy nie być żoną”.
A co sam pisarz, miał do powiedzenia o sobie i swoim stuleciu? Wypada zacząć od początku: „Urodziłem się w Surochowie pod Jarosławiem w r. 1793 […]. W młodych latach nie okazywałem zdolności do nauki […]. Nadszedł rok 1809. […] Miałem wtedy lat 16 i […] wstąpiłem w szeregi wojsk Księstwa Warszawskiego, które wkroczyło do Galicji. Odtąd zaczęła się dla mnie szkoła świata, najpraktyczniejsza, najbardziej urozmaicona, a zarazem najponętniejsza ze wszystkich szkół, w jakich się mamy uczyć doświadczenia. […] gdy w niespodziewanej okoliczności błysnął mi promyk natchnienia, mimowolnie brałem się do pióra”.
Tak brzmią fragmenty autobiografii Fredry, którą opublikował Lucjan Siemieński w 1876 roku. Pod koniec życia pisarz chętnie wracał do wspomnień z młodości. Ale niewiele osób wiedziało, że na odwrotnych stronach przechowywanego w Ossolineum rękopisu pamiętnika Trzy po trzy zebrał ponad 500 aforyzmów i lakonicznych notatek zatytułowanych Zapiski starucha. Także trzy po trzy. Są to spostrzeżenia osoby doświadczonej przez życie, niestroniącej od surowych ocen i dystansu wobec mód i nowości. Odsłaniają one myśli i poglądy pisarza, wiele mówią o jego skomplikowanej osobowości „nieromantycznego romantyka”.
Rozpoczynamy publikację wybranych aforyzmów, które będą patronować kolejnym tygodniom wakacji. Czy w XXI wieku nadal można korzystać z doświadczeń i obserwacji pisarza, z dorobku jego długiego życia, naznaczonego historią? Warto się przekonać!
Ossolineum i Rok Aleksandra Fredry
Rok 2023 został ogłoszony Rokiem Aleksandra Fredry, w związku z 230. rocznicą urodzin najwybitniejszego polskiego komediopisarza. Już niedługo włączymy się w jego obchody, otwierając wystawę „Żołnierz napoleoński, ojciec komedii polskiej” – Fredro w Ossolineum.
Co prawda Ossolineum nie potrzebuje szczególnej okazji, by przypominać postać pisarza. Jest on obecny we Wrocławiu od kilkudziesięciu lat, choćby na pomniku stojącym na wrocławskim Rynku. Ale nie tylko. Biblioteka Ossolineum nazywana jest „Domem Fredry”, ponieważ przechowuje rękopisy najważniejszych utworów pisarza (m.in. „Zemsty”, „Ślubów panieńskich”, „Pana Jowialskiego” i pamiętnika „Trzy po trzy”), pierwodruki książek, rodzinne fotografie i wiele innych świadectw jego działalności i twórczości, a także „życia po życiu” na wrocławskich scenach teatralnych. Wybierzemy z tego bogactwa kilkadziesiąt oryginalnych obiektów. Chcielibyśmy, by komediopisarz na jakiś czas „zszedł z pomnika” i zbliżył się do współczesnych odbiorców za pośrednictwem ponad 200-letnich, pisanych własną ręką strof, które starannie zgromadził i zachował.
Fredro znał wartość swoich tekstów, a aprobata publiczności i środowiska literackiego była dla niego ważna. Po atakach krytyków w 1835 roku (m.in. Seweryna Goszczyńskiego, który zarzucał jego komediom, że są „nienarodowe”) przestał publikować i wystawiać sztuki. Po kilkunastoletniej przerwie powrócił do pisania, ale na początku pamiętnika „Trzy po trzy” zanotował: „Nie do druku – Bo nie warte druku – […] zostawić jako pamiątkę w Rękopismie dla Rodziny”.
Rodzina starała się jak najlepiej wypełnić to zalecenie. Rękopisy Aleksandra Fredry i pamiątki po nim, przechowywane były w dworze w Beńkowej Wiszni pod Lwowem, który sam zbudował. Opiekował się nimi jego syn, Jan Aleksander, również pisarz i uczestnik Wiosny Ludów, a po nim wnuk, Andrzej Fredro. Kiedy zmarł przedwcześnie, w 1898 roku wygasła linia męska rodziny. Archiwum otrzymała wnuczka komediopisarza, Maria z Fredrów Szembekowa, zamieszkała w Siemianicach w Wielkopolsce. Mniej więcej od 1928 roku zaczęła ona przekazywać do Ossolineum rękopisy dziadka (np. w 1929 roku „Trzy po trzy”). Po jej śmierci w 1937 roku jej córka Jadwiga Szeptycka przesłała do Lwowa rękopisy najważniejszych komedii. (Pozostałe archiwalia i pamiątki rodzinne, zostały po wybuchu II wojny ewakuowane do Muzeum Narodowego w Warszawie. Część z nich ocalała). Rękopisy, które wzięło w opiekę Ossolineum dzieliły w czasie wojny los całej biblioteki. Wiosną 1944 roku zostały, razem z najcenniejszymi zbiorami, ewakuowane przez niemiecki zarząd do Krakowa a następnie do Adelsdorfu (dziś Zagrodno) na Dolnym Śląsku. Tam w sierpniu 1945 roku odnalazła je grupa poszukiwawcza z Biblioteki Narodowej. Kiedy Ossolineum reaktywowano w powojennym Wrocławiu, przewieziono je do nowej siedziby Biblioteki na ul. Szewskiej.
Obecnie we Wrocławiu znajdują się 22 tomy autografów, czyli utworów zapisanych przez samego Fredrę i kilka tomów odpisów, wykonanych przez inne osoby na potrzeby wydawnictw lub teatrów. Są wśród nich teksty ponad dwudziestu utworów scenicznych, zarówno tych najpopularniejszych, pisanych w latach 1818-1835, jak i mniej znanych „komedii serio” z późnego okresu twórczości. Jest także pamiętnik, memoriał polityczny i zbiór aforyzmów. Zachowały się liczne wiersze: od obscenicznych, przez patriotyczne, satyryczne, fraszki, po utwory dla dzieci.
Aleksander Fredro był znakomitym obserwatorem swoich bliźnich i swojej epoki; potrafił też zachować humorystyczny dystans tak do ludzkich wad, jak i do trudnej historii. Wkrótce „Dom Fredry” uchyli swoje podwoje; spróbujemy odpowiedzieć na pytanie, czy pisarz i jego bohaterowie w XXI wieku potrafią czegoś nas nauczyć.
Aleksander Fredro – początki twórczości
„Wyjechaliśmy razem nie z równych pobudek,
Napoleon na Elbę, ja prosto do Rudek.
Tęskniłem za obozem… nudziłem się przeto,
I ażeby coś robić, zostałem poetą”.
Tak Aleksander Fredro rozpoczął pisany u schyłku życia (w 1871 roku) wiersz „Pro memoria”, którego rękopis będzie częścią wystawy „Żołnierz napoleoński, ojciec komedii polskiej” – Fredro w Ossolineum.
Młodość pisarza naznaczyła wojna – wspomnienia z niej określał jako „węzeł splątany z tysiąca nitek cierpienia i boleści”; odważył się do nich wrócić dopiero pod wielu latach, w pamiętniku „Trzy po trzy”. Ale właśnie w wojskowym obozie narodził się Fredro – pisarz, a dokładniej – poeta. W 1809 roku szesnastoletni Aleksander zgłosił się na ochotnika do oddziałów księcia Józefa Poniatowskiego, które wkroczyły do Galicji. Został mianowany podporucznikiem ułanów (dosłużył się stopnia kapitana adiutanta-majora). „W [1]810 r. będąc w wojsku napisałem wierszyki, które w całym pułku zrobiły furorę, ale jeden z moich kolegów zwrócił mi uwagę, że w wielu wierszach nie było średniówki. – Co to średniówka?… wtenczas więc wziąłem pierwszą lekcję rymotwórstwa polskiego” (z listu A. Fredry do L. Siemieńskiego, 1860). Chodziło prawdopodobnie o wiersz „Żale Jakuba nad utratą gaci”. Powstawały wówczas komiczne parodie jak „Lampartiada”, a obok wierszy frywolnych także żarliwie patriotyczne, jak „Pieśń Polaków”.
Fredro odbył wraz z pułkiem kampanię moskiewską, sforsował Berezynę, dostał się do niewoli rosyjskiej w Wilnie, chorował, uciekł i w 1813 roku powrócił w szeregi armii Napoleona. Wziął udział w bitwach pod Dreznem, Lipskiem i Hanau, otrzymał krzyże Virtuti Militari i Legii Honorowej. Przebywał w otoczeniu Napoleona w Fontainbleau i bywał w paryskich teatrach. „Teatr francuski zrobił na mnie wielkie wrażenie […] Komediją byłem zachwycony, powziąłem przekonanie, wzmocnione z czasem, że nie ma dzieła dramatycznego […], które nie potrzebowałoby dalszego rozwinięcia i uwydatnienia dobrą grą aktorów” (z listu do L. Siemieńskiego, 1860).
W 1814 roku zwolnił się ze służby i jako schorowany weteran powrócił do Galicji, gdzie jego ojciec posiadał tzw. klucz rudecki, obejmujący miasteczko Rudki oraz wsie Beńkowa Wisznia i Jatwięgi. Gospodarowanie tymi ostatnimi przekazał synowi, który kilka lat później napisał do przyjaciela „Na wsi poluję albo Pegaza ujeżdżam, którego ujeździć nie mogę […]” (z listu do Józefa Grabowskiego, 1817). „Pegaz” oznaczał natchnienie, niekoniecznie do pisania wierszy…
W kwietniu 1815 roku powstała pierwsza, jednoaktowa komedia „Intryga naprędce, czyli nie ma złego bez dobrego” (premiera we Lwowie 10 marca 1817). Po niej, jak odnotował autor, były „Kwita” i „Teatr na teatrze”, ale teksty zaginęły. Co ciekawe, bezdzietny wówczas Fredro spróbował swoich sił w dydaktyce, pisząc „Obrazy książąt i królów polskich dla dzieci” i „Rzut oka na teraźniejsze wychowanie młodzieży”. Na szczęście powrócił do pisania na scenę, tworząc w 1818 roku komedię w 3 aktach, wystawioną trzy lata później w Warszawie pt. „Pan Geldhab, czyli spanoszony przybysz”.
Pierwszą inspiracją dla Fredry – komediopisarza był teatr, i to nie romantyczny, ani molierowski, lecz lwowski, prowincjonalny, grający oświeceniowe komedie, farsy i wodewile. Drugą byli napotkani ludzie. „Utwory mojej myśli, Geldhab, Radost, Jowialski, Cześnik etc., etc., d l a m n i e żyją, gdzieś ich widziałem, gdzieś słyszałem, gdzieś znałem – pamięcią kopiowałem rys po rysie […]” – jak napisał do Siemieńskiego. W swoich komediach tworzył realistyczne, skomplikowane portrety psychologiczne postaci wywodzących się z różnych warstw szlachty, niekiedy z mieszczaństwa. Stały się one symbolem polskości pełnej życia, dalekiej od cierpiętnictwa.
Fredro stworzył w sumie 38 utworów komediowych. Do roku 1835 powstały najważniejsze (w kolejności chronologicznej): „Mąż i żona”, „Zrzędność i przekora”, „Cudzoziemczyzna”, „Pierwsza lepsza, czyli nauka zbawienna”, „Odludki i poeta”, „Damy i huzary”, „List”, „Nocleg w Apeninach” (operetka), „Przyjaciele”, „Gwałtu, co się dzieje!”, „Śluby panieńskie”, „Dyliżans”, „Obrona Olsztyna”, „Pan Jowialski”, „Zemsta”, „Ciotunia”, „Dożywocie”. Rękopisy większości z nich zachowały się w zbiorach Ossolineum.
Komediopisarz starał się, by jego utwory „żyły” na scenie, co nie zawsze spotykało się z aprobatą współczesnych mu literatów i krytyków. Zarzucano, że są „nienarodowe”, „martwe jak maska pośmiertna” (to o „Zemście”!) a nawet że są plagiatami sztuk francuskich. Nie przeszkodziło to jednak sukcesom scenicznym. W 1835 jego sztuki wypełniły ok. 15% rocznego repertuaru teatru we Lwowie. „Publiczność tylko szczerą, tę miałem po sobie” – jak to podsumował w wierszu „Pro memoria”.
„Nie strach umrzeć, ale strach umierać”
„Dzień był wspaniały, słońce zeszło w purpurowym blasku… Okno było otwarte, a na bliskich krzewinach miriady ptasząt głośnym niespokojnym świergotaniem, zdawało się, jakby chciały życie w głuchej ciszy przybytku śmierci…”.
Autorka tych słów – Zofia Fredro, żona Aleksandra – w ten sposób ukazała atmosferę soboty 15 lipca 1876 r. – dnia, który za sprawą śmierci jej męża okazał się jednym z najtragiczniejszych w jej życiu.
Autor „Zemsty” miesiąc wcześniej obchodził 83. urodziny. Jego życie przypadło na trudny okres dziejów Polski. Urodzony w roku drugiego rozbioru był świadkiem egzystencji Polaków w pierwszych dziesięcioleciach niewoli. Angażował się w walkę o niepodległość, szczególnie w czasie wojen napoleońskich. Był jednym z dziewięciorga dzieci Jacka Fredry i Marianny z Dembińskich. Żył niemal najdłużej spośród swojego rodzeństwa. Doświadczył śmierci dwóch swoich małoletnich synów, a także synowej Marii Mier. Jego wieloletnie zmagania z atakami podagry („pamiątki” po kampanii napoleońskiej) i depresji systematycznie osłabiały jego siły. Coraz silniej odczuwał, że „młodemu świat się śmieje, a staremu płacze”.
Agonia komediopisarza zaczęła się w środę 12 lipca. Zapoczątkował ją krwotok z nosa, mdłości, wymioty oraz pojawiła się gangrena w lewej nodze. 14 lipca pozostawał nieprzytomny i chociaż kolejną noc przespał spokojnie, to oddech słabł coraz bardziej. Fredro był człowiekiem bardzo rodzinnym, więc kiedy jego bliscy zdali sobie sprawę z powagi sytuacji, zjawili się dworku na Chorążczyźnie. Jak pisała Zofia Fredrowa „Na poprzek szerokiego łoża siedział na pół leżąc wybladły w spokoju, prawie dziecinnym uśpieniu […] Ja klęczałam u stóp jego […] dzieci, zięć, wnuki, […] Szymon Kruczyński – wierny sługa umierającego klęczeli wlepiając oczy w niego, tłumiąc łkanie, by nie przerwać uroczystej chwili… Jakby lekko obudzony ruszył się, podniósł rękę, pewnie do błogosławieństwa. Ręka opadła i wszystko się skończyło!!!”. Była godzina 5:45…
Fredro chciał być pochowany we Lwowie, w mieście w którym mieszkał od 30 lat i w którym odbyły się premiery niemal wszystkich jego komedii. Sprawy potoczyły się jednak inaczej. Kwestią pochówku zajął się komitet pogrzebowy. Najpierw zdjęto maskę pośmiertną, a następnie Edward Trzemeski (znany lwowski fotograf) wykonał zmarłemu zdjęcie na łożu śmierci. Ciało zmarłego zabalsamowano i ubrano w żupan, spodnie oraz żółty zdobiony haftami kontusz. Na dłonie nałożono białe, zamszowe rękawiczki. Wybito też medalik pamiątkowy „Na pamiątkę pogrzebu Alexandra Fredry”. Opracowano również treść nekrologu, w którym życie „dobrze zasłużonego” Fredry podsumowano w następujący sposób: „żołnierz napoleoński, ojciec komedyi polskiej”.
Uroczystości pogrzebowe trwały trzy dni. W poniedziałek 17 lipca trumnę wystawiono w dworku Fredrów na Chorążczyźnie we Lwowie (obecnie ul. Czajkowskiego). Przez cały dzień autorowi „Ślubów panieńskich” oddawano cześć. Wieczorem drewnianą trumnę umieszczono w metalowej, a całość zalutowano. We wtorek 18 lipca o godzinie 10:00 przeniesiono ją do kościoła pod wezwaniem św. Mikołaja – świątyni parafialnej Fredrów (dzisiaj cerkiew Opieki Matki Bożej). Tam liturgię pogrzebową sprawował arcybiskup metropolita Lwowa Franciszek Ksawery Wierzchleyski. Po jej zakończeniu „siłami najlepszych artystów” wykonano jeszcze „Requiem” Wolfganga Amadeusza Mozarta. Po mszy, o 12:30, trumna z ciałem komediopisarza przejechała po raz ostatni ulicami miasta. W kondukcie żałobnym szły dzieci, młodzież, przedstawiciele władz miejskich, uczelni, a także artyści i duchowieństwo. Pisano, że „udział publiczności na pogrzebie był tak wielki, na jaki tylko zasługuje stanowisko obywatelskie śp. Aleksandra hr. Fredry, zdobyte orężem i piórem”. Na przedmieściach Lwowa, na rogatkach gródeckich, kondukt zatrzymał się. Tam ostatnie słowo wygłosił związany z Ossolineum prof. Antoni Małecki. Ostatnie pożegnanie na ulicach miasta uwiecznił na fotografiach wspominany Edward Trzemeski. Ostatecznie, po przebyciu niemal 50 km i dotarciu do miasteczka Rudki, Fredro osiągnął kres swojej podróży. Tuż po północy w barokowym kościele pw. Najświętszej Marii Panny trumnę umieszczono na katafalku. Nazajutrz, w środę 19 lipca o godzinie 11:00 odbył się pogrzeb. Ciało komediopisarza spoczęło w krypcie, gdzie znajdowały się trumny jego rodziców, synowej Marii i braci: Henryka i Seweryna.
***
„Zgasło drogie dla całej Polski od Dniepru po Odrę, od Bałtyku po Karpaty życie Aleksandra Fredry, ale sława jego zarazem chluba narodowa po wieczne czasy żyć będzie”.
(Fragment kondolencji przesłanej przez Klemensa Rutowskiego, burmistrz Tarnowa).
„Paweł i Gaweł” i inne bajki
Utwór „Pan Jowialski” z 1832 roku będzie ważną częścią wystawy „Żołnierz napoleoński, ojciec komedii polskiej” – Fredro w Ossolineum. To jedna z najbardziej popularnych komedii fredrowskich, nie tylko z powodu zabawnych perypetii, przebieranek i motywu „teatru w teatrze”, który daje aktorom możliwość stworzenia popisowych ról. W jej tekście autor umieścił osiem bajek, które napisał dużo wcześniej. Są to: „Osioł” (znana też jako „Bajka o osiołku”, „Chciwy osioł”, „Osiołek przebierający”), „Sowa i szpak”, „Małpa” („Małpa w kąpieli”), „Spekulant”, „Koguty”, „Motyle”, „Paweł i Gaweł” („Wolnoć Tomku w swoim domku”) oraz „Czyżyk i zięba”.
Bajki pełnią rolę wygłaszanych przez tytułowego bohatera komentarzy (często złośliwych) odnoszących się do działań bohaterów, do których były kierowane. Aby zrozumieć przesłanie, należałoby je odczytywać w konkretnym kontekście. Na przykład: „Osioł” jest przytykiem do niezdecydowania Heleny, która zwleka z przyjęciem oświadczyn zamożnego Janusza, czekając na romantyczną miłość (pojawiającą się w osobie pisarza Ludmira). Z kolei kończąca utwór bajka „Czyżyk i zięba” (którą przy wystawianiu na scenie można było pomijać) sprawia, że zakończenie przestaje być oczywiste. Opowieść o czyżyku, który zwabiony obfitością pokarmu dał się zamknąć w klatce razem z ziębą i poniewczasie żałował utraconej wolności, prowokuje pytanie, czy naprawdę Ludmir i Helena będą żyli „długo i szczęśliwie”?
Brudnopis „Pana Jowialskiego” uwidacznia niewielkie zmiany w bajce „Małpa” (z wersji ostatecznej usunięto po „ukrop za nią” – „jak za Panią”). Co ważniejsze, jest w nim krótka wypowiedź Szambelanowej, która przedstawia swoje rozumienie morału. To zawoalowana krytyka zachowania Jowialskiego, Janusza i całego towarzystwa, któremu naśmiewanie się z Ludmira (udającego szewczyka), wymknęło się spod kontroli: „[…] kiedy małpa ukrop puściła, a wstrzymać nie umiała, powinien się był znaleźć człowiek, który łatwo temu mógł zaradzić. – Chyba, że tylko same małpy były”. Autor wykreślił tę propozycję odczytania – i słusznie, bo ogromną zaletą bajek jest ich uniwersalny charakter a odczytanie kontekstowe to tylko jedna z możliwości.
Najbardziej znana ze wszystkich bajka „Paweł i Gaweł” to właściwie przeróbka utworu, który Fredro napisał ok. 1820 roku, niedługo po kampaniach napoleońskich. Bajka „Anglik i Francuz” była komentarzem do klęsk Napoleona, czerpała z popularnego ludowego i literackiego motywu skłóconych sąsiadów (np. z powieści Pigault-Lebruna „Mon oncle Thomas” 1799).
„Anglik i Francuz w jednym stali domu:
Anglik na górze a Francuz na dole;
I co do głowy nie przyszło nikomu –
Francuz niecne wymyślał swawole […].
– Goddam! Co czynić? – rzekł Anglik ponury […].
Nazajutrz Francuz jeszcze smaczno chrapie,
A tu z powały jak kapie, tak kapie:
Na czoło, brodę, aż ciecze po brodzie.
Parableu! Co to jest? Wszak ja cały w wodzie.
Zerwał się Francuz i pędzi na górę:
Sztuk, puk! Marsowo spogląda przez dziurę:
Cały pokój w wodzie,
A Anglik z wędką siedzi na komodzie […]”
Po przerobieniu i włączeniu w tekst komedii bajka zyskała bardziej uniwersalny wydźwięk. Bohaterowie otrzymali znaczące imiona: Paulus – to po łacinie cichy, więc Paweł to spokojny domator. Gallus – to kogut, więc imię Gaweł jest kojarzone z zadziornością, uporem i niezależnością. Bajka sama w sobie jest małym spektaklem, a motyw piętrowego domu był wzięty z teatru, gdzie służył pokazaniu równoczesności akcji (bywał też wykorzystany przy inscenizacjach „Zemsty”). Fredro umieścił bajkę w akcie IV, kiedy sprawa podwójnej maskarady jest już rozwiązana. Jowialski wprowadza Ludmira w prawa domu, gdzie panuje zasada wzajemności – zwłaszcza w żartach – „Jak ty komu, tak on tobie”. Jest to ironiczne ostrzeżenie o zmienności i niepewności świata, w którym raz jest się na górze, raz na dole. Dodaje też głębi postaci Jowialskiego, który staje się filozofem, wiedzącym o świecie i osobach ze swojego otoczenia więcej, niż się wszystkim wydaje.
Recytacje bajek były atrakcyjną częścią przedstawień „Pana Jowialskiego”, a XIX-wieczni wykonawcy roli dobrodusznego gawędziarza (Jan Arnold Aśnikowski, Jan Nepomucen Nowakowski, Józef Rychter) byli szczególnie chwaleni za talent deklamatorski. Komedię tę uważano niekiedy za rodzaj „proverbe dramatique”, czyli cykl udramatyzowanych przysłów i bajek.
Bajki opublikowane po raz pierwszy w tekście „Pana Jowialskiego” („Komedie” t. 4, Lwów 1834), stosunkowo szybko oderwały się od przeznaczonej dla dorosłych komedii i zaczęły być przedrukowywane w czasopismach i książkach dla dzieci. W 1919 roku w Krakowie pojawiło się osobne wydanie pt. „Bajki pana Jowialskiego”, nawiązujące do tytułu, który przyczynił się do ich popularności. Kiedy pod koniec lat 50. XX wieku Marian Falski ulepszał swój przełomowy „Elementarz” umieszczono tam, obok wierszy Juliana Tuwima i Jana Brzechwy, także „Pawła i Gawła”.
Fredro był mistrzem w portretowaniu polskich cech „sarmackich”, które nie zniknęły wraz z odzyskaniem niepodległości, lecz stały się częścią charakteru narodowego. Wiersz, opatrzony morałem „jak ty komu, tak on tobie” służył jako przykład w sprawozdaniach sądowych, był przerabiany (np. na wersje gwarowe) inspirował innych autorów (jak np. A. Słonimskiego i J. Tuwima, twórców opowiadania „Tajemnicze morderstwo”). W roku 1938 powstał film „Paweł i Gaweł” w reżyserii Mieczysława Krwawicza, ze scenariuszem Ludwika Starskiego (znanego m.in. z „Zakazanych piosenek”). Była to jedna z najlepszych polskich komedii przedwojennych. Role Pawła i Gawła grali gwiazdorzy komedii i kabaretów Eugeniusz Bodo i Adolf Dymsza. Paweł Gawlicki (wynalazca, konstruktor radia) i Gaweł Pawlicki (sklepikarz) mieszkali w tej samej kamienicy, w tym samym czasie wyjechali do Warszawy i zainteresowali się tą samą kobietą, śpiewaczką udającą „cudowne dziecko”. Po licznych perypetiach nastąpiło szczęśliwe zakończenie. Jakie? O tym można się przekonać, bo film jest dostępny na Youtube.
Bajka „Paweł i Gaweł” będzie eksponowana na wystawie „Żołnierz napoleoński. Ojciec komedii polskiej” w rękopisie „Pana Jowialskiego”. Ilustrowane wydania bajek Aleksandra Fredry można oglądać do końca października na wystawie „Fredro dzieciom” w Muzeum Pana Tadeusza.
„Kobieta, kobieta i jeszcze raz kobieta!” – Aleksander Fredro
„Miłość dla Fredry, jako człowieka i komediopisarza, jest domeną uczuć serca i zmysłów, a nie zimnego wyrachowania czy kalkulacji” – stwierdził prof. Bogdan Zakrzewski. To krótkie i trafne podsumowanie wątku, który rozwiniemy w najbliższą środę o godz. 13.00 na wystawie Fredro w Ossolineum, podczas oprowadzania z okazji Wrocławskich Dni Seniora.
Jaką rolę pełniły kobiety w życiu Aleksandra Fredry i jak przełożyło się to na jego twórczość, przede wszystkim komediową? Dla wielu osób jednym z najpiękniejszych miłosnych wyznań pozostają słowa Gustawa ze „Ślubów panieńskich”:
„Wierz mi – są dusze dla siebie stworzone.
Niech je w przeciwną los potrąci stronę,
One wbrew losom, w tym lub w tamtym świecie,
Znajdą, przyciągną i złączą się przecie;
Tak jak dwóch kwiatów obce sobie wonie
Łączą się w górze, jedna w drugiej tonie”.
Czy były to słowa płynące z serca pisarza?
Aleksander Fredro wzrastał otoczony kobietami. Matka, Marianna, córka Jana Nepomucena i Krystyny Dębińskich z Nienadowej, wcześnie go osierociła (zmarła w 1806 roku). Dla Aleksandra pozostała uosobieniem dobroci i łagodności. Jak wspomina w pamiętniku „Trzy po trzy”: „Widzę ją zawsze zajętą ogrodem… ona bowiem przeistoczyła i rozszerzyła ogród w Beńkowej Wiszni. […] Te kilkanaście świerków przy ścieżce wiodącej na dół do studni był to klombik przez nią zasadzony, złożony z dziewięciu świerków, liczby żyjących wówczas jej dzieci…”. Aleksander miał 5 braci i trzy siostry. Starsze to: Ludwika (1784-1839), która wyszła za dużo starszego Antoniego Rozwadowskiego, ale szybko owdowiała i wróciła z dwójką dzieci do domu ojca, Jacka Fredry oraz Konstancja (1785-1865), która od 1803 roku była żoną Wincentego Skrzyńskiego. W ich dworku we Lwowie Aleksander bawił się hucznie w karnawale 1817 roku. Młodsza siostra, Cecylia (ok. 1795-1847) pozostała w domu do 1825 roku, kiedy wyszła za Leona Jabłonowskiego, właściciela Krościenka i ruin zamku w Odrzykoniu. Stały się one, być może, miejscem romantycznych schadzek młodego komediopisarza. Cecylia szybko zmarła na raka, który był częstą przypadłością rodzinną. Aleksander przeżył je wszystkie. Jak wspominał: „Ich ciche cnoty przesuwały się niezauważane, bo same nie zdawały się mieć pojęcia swojej wartości…”
Aleksander, wychowany wśród kobiet kultywujących „ciche cnoty”, w roku 1809 opuścił dom i wzorem starszych braci rozpoczął karierę wojskową. Po wkroczeniu oddziałów ks. Józefa Poniatowskiego do Galicji, mając około 16 lat wstąpił do armii Księstwa Warszawskiego. Jako młody porucznik, a potem kapitan, Fredro wziął udział w kampanii moskiewskiej, sforsował Berezynę, dostał się do niewoli rosyjskiej w Wilnie, uciekł do Lwowa w chłopskiej sukmanie. Wziął udział w kampaniach napoleońskich, m.in. w bitwach pod Dreznem, Lipskiem, Hanau. Lato 1813 roku spędził wraz ze sztabem Wielkiej Armii na Dolnym Śląsku, bywał w Paryżu i Fontainbleau. Po abdykacji Napoleona w 1814 roku powrócił na stałe w rodzinne strony. To właśnie w wojsku, jak sam wspominał, rozpoczęła się jago kariera literacka… od żartobliwego wiersza „Żale Jakuba nad utratą gaci”, którego powodzenie wśród kolegów z pułku natchnęło Aleksandra do dalszej, coraz bardziej nieprzyzwoitej twórczości poetyckiej. Jej „ukoronowaniem” był poemat „Sztuka obłapiania” napisany w 1817 roku. Jak większość utworów Fredry, powstał on w oparciu o prawdziwe doświadczenia autora i jego żołnierskie miłosne podboje wśród dziewcząt wiejskich czy paryskich „dam lekkich obyczajów”. Autor zresztą pisał o tym bez skrępowania do przyjaciela Józefa Grabowskiego.
Istnieją świadectwa, że w 1810 roku we Lwowie uczucie połączyło Aleksandra z Anielą Trębicką, pasierbicą generała Ludwika Kamienieckiego. Podobno to po niej Aniela ze „Ślubów panieńskich” otrzymała nie tylko imię, ale wdzięk i czar. Jaki był wówczas jego ideał urody? Zgrabna, urodziwa blondynka o „kobiecych” proporcjach, krągła ale nie „zwalista”, uczuciowa, ale też „ognista”. Zainteresowanie kobiecym pięknem, jego cielesnym aspektem, ale też charakterem, wrażliwością i intelektem kobiet zachował Fredro do końca życia, choć, zgodnie z ówczesnymi poglądami, uważał je za odmienne od mężczyzn i „stworzone do innych celów”. Od młodości, choć otwarty na przygody erotyczne, szukał związku, w którym mógłby połączyć miłość cielesną i duchową. Nie było to oczywistą rzeczą w środowisku wojskowych. Z „pękiem doświadczenia różnego rodzaju” młody kapitan wrócił w 1814 roku do Lwowa.
Tamte czasy były, jak pisał w „Trzy po trzy” „dalszym ciągiem życia garnizonowego i obozowego – bez troski i umysłowego zajęcia, a przy tym nieco lekkomyślnego”. Wiadomo, że w karnawale 1817 roku romansował z młodą mężatką, Karoliną z Potockich Starzeńską (później Nakwaską), żoną przyjaciela. Ten układ, który nie był niczym wyjątkowym wśród ówczesnych elit, odnajdujemy w napisanej w 1821 roku, przesiąkniętej erotycznymi podtekstami komedii „Mąż i żona”. „Karolina była piękną, kształtną, oczu niebieskich, bystrych, zawsze wesoła, lubiła towarzystwo, zabawę i taniec. Miała rozum. Mężczyźni jej się podobali”. Tak opisał wybrankę Fredry malarz Ksawery Prek. Do niej prawdopodobnie odnoszą się słowa z listu Fredry do Ignacego Konarskiego z 11 kwietnia 1817 „Kochałeś, wiesz jak nas ta namiętność odmienia […]. Książki, wiersz, wszystko zaniedbuję, miłość całego mnie zajęła…”. Romans został dość szybko zakończony, ale już w tym samym roku kapitan Fredro wpadł znów w sidła namiętności, tym razem na dobre.
Poznał wówczas Zofię Skarbkową z Jabłonowskich (1798-1882), młodziutką mężatkę, wydaną w 16 roku życia za starszego od niej o 18 lat Stanisława hrabiego Skarbka. Był on najbogatszym człowiekiem w Galicji, obsypywał żonę prezentami, ale nie był jej wierny i nie mógł dać jej potomstwa. Zofia była niekwestionowaną pięknością: „wzrostu wysokiego, ciała białego, oczów dużych, niebieskich, włosów blond, piękniej postaci…” (we wspomnieniach K. Preka). Miała wąską talię i kobiece kształty. Potrafiła cytować liczne anegdoty, wdzięcznie deklamowała wiersze, także te nieco frywolne, grała na fortepianie i chętnie występowała w salonowym teatrze amatorskim. Aleksander Fredro, wówczas jeszcze nie hrabia, ale za to młody, przystojny i odznaczony Legią Honorową żołnierz napoleoński, założył się, że w sześć miesięcy „przyprawi rogi” Skarbkowi. Zakład przegrał, ale domniemana „zdobycz” stała się miłością jego życia. Zaczął więc dążyć nie tyle do podboju, co do legalnego małżeństwa – a nie było to proste nie tylko ze względu na przepisy kanoniczne, ale też z powodu oporu rodziny Jabłonowskich, w szczególności matki Marianny ze Świdzińskich, właścicielki uzdrowiska w Lubieniu. Ceniła ona przedsiębiorczego zięcia, gotowa była przymknąć oko na romans z Fredrą, ale poważniejsze plany uważała za „niemoralne”.
W grudniu 1819 roku Aleksander zwierzał się bratu, Maksymilianowi: „Cóż może wyrównać temu lubemu marzeniu, że wiecznie będę kochany, że wiecznie kochać będę! […] Złączenie się duszy z duszą skrytym węzłem, nie przewidując go wprzódy […]. Przestać kochać, jest rzecz nie do pojęcia; być zapomnianym – nieznaną trwogą. […] Nie mówię tu o miłości małżeńskiej, inna ona jest całkiem, inne sprawia rozkosze, mniej żywa, ale trwalsza i w swoim sposobie nieporównana”. I tak, pod wpływem miłości do wyjątkowej kobiety Aleksander Fredro stał się zwolennikiem domowego, statecznego szczęścia. Jego ojciec był początkowo przeciwny temu uczuciu, stąd napady melancholii Aleksandra, a nawet werterowskie zwierzenia o myślach samobójczych. Sprzymierzeńcami kochanków stali się sąsiad, Kazimierz Jabłonowski i jego żona oraz Dominik Netrebski (rówieśnik Fredry, właściciel Pohorzec). To z myślą o nim napisał Fredro w 1820 roku wiersz „Do Dominika”, którego fragmenty weszły po latach do „Ślubów panieńskich”:
„Ach, być kochanym, wszyscy szczęściem głoszą,
Mym zdaniem kochać jest większą rozkoszą,
Los kilku istot zrobić swoim losem
Czuć i żyć tylko drogich dusz odgłosem,
Dla dobra innych cenić własne życie,
Dla nich poświęcać każde serca bicie,
Światem uczynić najmniejszą zagrodę,
Tam mieć cel pracy i pracy nagrodę.”
Przez wiele lat Zofia i Aleksander spotykali się pod pozorem odwiedzania rodziny i znajomych. Prowadzili miłosne dialogi przez pożyczane sobie książki z pozaznaczanymi fragmentami. Zofia podarowała Aleksandrowi miedziany pierścionek z wygrawerowaną sentencją „Nie tu – to tam”. Aleksander zaś odrzucał rodzinne próby wyswatania go z zupełnie mu obojętną bogatą Rosjanką, Elżbietą Buturlin, krewną żony brata Maksymiliana. Echa takich małżeńskich targów są obecne w wielu komediach Fredry, jak „Pierwsza lepsza” czy „Wychowanka”.
W 1822 roku rodzina Fredrów otrzymała dziedziczny tytuł hrabiowski, dwa lata później Aleksander objął majątek w Beńkowej Wiszni, w którym dobrze gospodarował. Wobec nieustępliwości młodych upór rodzin zelżał. W drugiej połowie 1825 roku rozpoczęto przygotowania do rozwodu. Zaczęto od wywołania skandalu – młoda pokojówka Piotrusia zeznała, że „grzeszyła z panem” (tj. ze Stanisławem Skarbkiem). Ten przyznał się do wszystkiego, oddał żonie należną część majątku i pomagał w uzyskaniu rozwodu.
Okres oczekiwania był dla Aleksandra płodny twórczo, stworzył kilkanaście komedii. Z drugiej strony prawdopodobnie długie lata życia w niepewności pogłębiły u niego skłonności do samotnictwa, hipochondrii, pesymizmu. Wreszcie w roku 1828 małżeństwo Skarbków zostało uznane za nieważne z powodu…niedostatecznej ilości zapowiedzi przedślubnych. Aleksander i Zofia nie czekali dłużej. Wzięli ślub 9 listopada, w ponury dzień (jak to opisywał niechętny im Ludwik Jabłonowski) w Korczynie, bez udziału matki panny młodej i większości jej rodziny. Na drugi dzień odbyło się huczne wesele w Krościenku u siostry Aleksandra, Cecylii Jabłonowskiej. Pan młody liczył 36 lat, panna młoda 30. Przeżyli w małżeństwie lat 48, do śmierci Aleksandra w 1876 roku. „Nie był aniołem, ale był dobrym człowiekiem. Jako człowiek ulegał namiętnościom, pokusom, słabościom ludzkiej natury. […] Umarł kochającym mężem, najlepszym rodziny ojcem, dobrym pobłażającym Panem” – napisała Zofia we „Wspomnieniu pośmiertnym”. Niestety, nie znamy ich korespondencji, spalili ją pod koniec życia. Czy dlatego, że były w niej frywolne fragmenty? Po ślubie Fredro zaczął dbać o opinię salonów, skończył z „niecenzuralną” twórczością, nie zezwalał też na druk tego, co wcześniej powstało.
W latach 30. XIX wieku napisał swoje najdojrzalsze komedie, w tym ostateczną wersję „Ślubów panieńskich”, pogodnej komedii o miłości szczęśliwej (pierwsza wersja, napisana w 1827 roku nosiła tytuł „Nienawiść mężczyzn” i miała bardziej ponurą tonację). W innych utworach z tego okresu, jak „Pan Jowialski” Fredro doszlifowywał portrety psychologiczne bohaterów, tak by historia ich walki o miłość ukoronowaną małżeństwem była jak najbardziej prawdopodobna. Czerpał z własnego życia i dawał komediom szczęśliwe zakończenia.
„Nie wszystko straszne, co czasem zastrasza;
Mają wady mężczyźni, ma także płeć nasza.
Zatem szalę rozsądku ta strona przeważa,
Co swoje błędy karci, a cudze pobłaża”.
Te słowa włożył autor „Ślubów” w usta doświadczonej matrony, Pani Dobrójskiej. Starał się patrzeć na kobiety zdroworozsądkowo, doceniając ich zalety i wytykając wady, tak samo, jak to robił w wypadku własnej płci. Jego bohaterki pochodziły z najlepiej mu znanego stanu szlacheckiego (w drugoplanowych rolach pojawiały się czasem służące) i podobnie jak on sam, dążyły przede wszystkim do rodzinnego szczęścia (nie zapominając wszakże o bezpieczeństwie finansowym). I choć Klara ze „Ślubów” bywała nazywana pierwszą emancypantką, to prawdziwych emancypantek Fredro nawet sobie nie wyobrażał.
„Pan Jowialski” – najbardziej wieloznaczna z komedii Aleksandra Fredry?
Na wystawie „Żołnierz napoleoński, ojciec komedii polskiej” – Fredro w Ossolineum prezentowane są między innymi dwa rękopisy komedii „Pan Jowialski” z 1832 roku. Ten rok nie był łatwy dla Aleksandra Fredry, rozgoryczonego upadkiem powstania listopadowego (w którym co prawda nie brał udziału) i dotkniętego śmiercią kilkumiesięcznego synka Gustawa. W styczniu pisał z Rudek do przyjaciela, Józefa Grabowskiego: „[…] O sobie – cóż Ci doniosę? Autorstwo moje diabli wzięli, nie podlecę już nad ziemię w ołowianych botach, które los nam wszystkim sprawił. Mam dobrą żonę, mam małego bębna, mam książki, domek spokojny – słowem, byłbym szczęśliwy, gdybym nie był Polakiem”.
Wkrótce jednak wziął się do spełniania piórem obywatelskich obowiązków. Tak powstał „Pan Jowialski” – komedia, dla której źródłem inspiracji była sąsiedzka społeczność. Jak powiedział wiele lat później w wywiadzie dla „Kłosów”: „Ja tę postać żywcem wziąłem z sędziwego staruszka, Grzymały, którego z bliska znałem. Dobroduszny, pełen prostoty starowina powtarzał przysłowia i bajeczki, jakie z młodości zapamiętał […]”. Przysłowia i sentencje, których w tekście komedii jest około dwustu, obok ośmiu bajek, były jednym z powodów jej atrakcyjności dla Polaków pod zaborami. Zaczerpnięte z książek (jak „Adagia polonica” Grzegorza Knapiusza, „Przypowieści polskie” Salomona Rysińskiego), zbierane zgodnie z romantycznym nakazem chwili, stworzyły z „Pana Jowialskiego” swoistą arkę dla języka i obyczaju przedrozbiorowej Polski.
„Pan Jowialski” należy do najoryginalniejszych fredrowskich komedii. Jej przesłanie bywało różnie odczytywane i budziło zaciekłe spory wśród krytyków. Akcja, oparta na często używanym chwycie „teatru w teatrze” jest pełna zwrotów, po których oczywiście tryumfuje miłość. Rzecz dzieje się w dworku na Podkarpaciu, w latach 20. XIX w. Bohaterami utworu są przedstawiciele różnych pokoleń i warstw szlachty. Najstarsi, państwo Jowialscy, to przedstawiciele epoki saskiej, ich syn Szambelan i jego żona to pokolenie Oświecenia, a najmłodsi: Helena, Janusz, podróżujący artyści Ludmir i Wiktor – to już dzieci romantyzmu. Kiedy Ludmir udaje śpiącego szewczyka, Janusz (w wersji brulionowej Rubasznicki, nazwisko znaczące) postanawia przenieść go do dworu i dla zabawy wmówić mu, że jest sułtanem. Odgrywanie różnych scenek było wówczas częścią szlacheckiego obyczaju, więc w domu znalazły się kostiumy. Ale wykpiwany „człowiek z ludu” sam zaczyna reżyserować ten spektakl. Podwójne przebranie umożliwia Ludmirowi mówienie prawdy i zdobywanie względów Heleny. Rodzina widzi kandydata na jej męża raczej w zamożnym Januszu; na szczęście okazuje się, że Ludmir to syn Szambelanowej z pierwszego małżeństwa, zaginiony w dzieciństwie. Kochająca się para bierze ślub, rodzice są zadowoleni, a majątki uratowane.
Co w tym niezwykłego czy kontrowersyjnego? Czasy, w jakich komedia powstała sprawiły, że szukano w niej drugiego dna. Motto zaczerpnięte z dzieła Andrzeja Maksymiliana Fredry „Głodnego żołądka bajką nie zabawić, racją nie odbyć” (dodane zresztą dopiero w ostatecznej wersji) odczytywano jako poczucie pustki po przegranym powstaniu. Widziano też w utworze satyrę „chłostającą niemiłosiernie przesądy, zarozumiałość, próżność i wszelkie gatunki ludzkiego głupstwa” („Dziennik Warszawski” 1865). Jowialskiego interpretowano jako pogrążonego w marazmie, bezmyślnego reprezentanta pokolenia, które spowodowało upadek Polski. Z drugiej strony widziano w nim mądrego tradycjonalistę, a w utworze pochwałę szlacheckiej sielanki, „moralnej tężyzny i staropolskiego humoru” (1872). Czy Jowialski był dziwakiem, terroryzującym otoczenie swoją manią zbierania przysłów i robieniem „kawałów”? Czy w latach niewoli wypadało tak po prostu być wesołym? A może był to śmiech przez łzy, ucieczka od tragizmu sytuacji? Tak więc tę „komedię w 4 aktach” niektórzy uznawali za farsę, satyrę albo i za tragedię.
W latach międzywojennych do Ossolineum trafiły, oprócz innych papierów Aleksandra Fredry, dwa rękopisy „Pana Jowialskiego”: brudnopis, czyli brulion, na kartach formatu dużego folio (ok. 36 cm wysokości) z dodatkiem do tytułu „Komedyja w 3 aktach prozą” oraz zeszyt z czystopisem dwu pierwszych aktów „Komedyi w 4 aktach” z datą 7 kwietnia 1832 na karcie tytułowej. Krytycy określili utwór jako „okropnie długą komedię”, bo liczy tyle linijek (czyli wersów) co dwie „Zemsty”. A przecież Fredro panował nad tekstem, o czym świadczą notatki na jego brudnopisach. Dlaczego w wypadku „Pana Jowialskiego” postąpił inaczej?
Odpowiedź staje się jasna po porównaniu czystopisu z brulionem. Zawiera on, wbrew podtytułowi, cztery akty komedii. Po ukończeniu trzyaktowej wersji, autor sam wziął się do jej przepisywania na czysto. W trakcie pojawiły się nowe pomysły, odłożył więc rozpoczęty zeszyt i wrócił do brulionu. Po akcie 2 dodał nowy z numerem 3, stary trzeci oznaczył jako 4 i zmienił numerację stron (było to możliwe bo karty nie były wtedy jeszcze oprawione). Komu przysłużyła się ta decyzja? Dodany akt rozbudował postać Ludmira, który stał się drugim, równorzędnym bohaterem komedii. Jego miłość do Heleny, sposoby zdobycia wzajemności, intryga Wiktora, którą postarał się wykorzystać na swoją korzyść – wszystko to stało się bardziej prawdopodobne psychologicznie. Ludmir został przedstawiony jako osoba aktywnie działająca, zdobywająca miłość ukochanej i aprobatę jej rodziny. Było to nowatorskie na tle ówczesnej produkcji teatralnej, a ponadto bliskie postawie samego Fredry i historii jego małżeństwa, poprzedzonego wieloma latami starań. Trochę jak Fredro w młodości, Ludmir, „szalony” artysta, decyduje się w końcu na małżeństwo i stabilizację.
Dodatkowy akt przyniósł też zmiany w kreowaniu postaci Jowialskiego. Ten staruszek o nazwisku oznaczającym dobroduszną wesołość (od łacińskiego „jovialis”) w brudnopisie był przedstawiany jako osoba niezbyt wykształcona, z ciasnym umysłem, powtarzająca tradycyjne powiedzonka i „ludowe mądrości”. W ostatecznej wersji tekstu bohater wyrósł na świadomego obserwatora i znawcę ludzkiej natury, filozofa i kpiarza, którego bawią ludzkie wady, zbieracza przysłów, być może autora bajek (w dodanej scenie mówi do Ludmira „będziemy wspierać się wzajemnie my, autorowie”). Te cechy sprawiają, że stał się w jakimś stopniu zbliżony do autora, wówczas niespełna 40-letniego. Może tak właśnie wyobrażał sobie Fredro siebie w przyszłości? Tak jak Jowialski, wiedział już, że życie jest teatrem, w którym komedia przeplata się z tragedią.
„Nienawiść mężczyzn” czy „Magnetyzm serca”? Jak powstawały „Śluby panieńskie”
Najpogodniejsza komedia Aleksandra Fredry, znana dziś jako „Śluby panieńskie”, początkowo wcale nie miała taka być! Jej pomysł autor powziął w trudnym okresie życia, kiedy niemożliwość połączenia się z ukochaną podkopała jego wiarę w siłę miłości. Ślady ewolucji, jaką przeszła ta sztuka, są widoczne w jej dwu wersjach, prezentowanych na wystawie „Żołnierz napoleoński, ojciec komedii polskiej” – Fredro w Ossolineum.
Komedię, poświęconą wyłącznie tematyce miłości i przeszkód jakie napotyka, Fredro wymyślił w 1826 roku. Powstał wtedy plan utworu czteroaktowego, w którym pojawiają się trzy pary – Gustaw i Aniela, Laura i Erazm oraz Pani Dobrójska i Radost. Za wzór jednej z bohaterek posłużyła mu poznana około 1810 roku Aniela Trębicka, którą darzył młodzieńczym uczuciem. Gustaw zaś balował podobnie jak autor w czasach służby w wojsku Księstwa Warszawskiego. Osią zaplanowanej intrygi było postanowienie panien, że będą „nienawidzić ród męski”, co prowokuje dwóch opieszałych kandydatów na mężów do działania. Przeszkody na drodze do szczęścia, stały element w każdej ówczesnej „komedii miłości”, tkwią w psychice bohaterów, a nie w ich otoczeniu, co było wówczas nowatorskie. Wątek miłości starszej pary –Pani Dobrójskiej i Radosta – jest rozbudowany bardziej, niż w znanej obecnie wersji. Byli oni w młodości zakochani, ale brak zgody rodzin uniemożliwił ich szczęście. Sprawiło to, że kibicowali miłości młodych. Ta pierwsza wersja była, jak się wydaje, bardziej poważna w tonie, może nawet smutna. Mężczyźni bywali cynicznymi manipulantami a kobiety były bardziej zdeterminowane, by stawiać im opór.
Na początku roku 1827 była już gotowa „Nienawiść mężczyzn. Komedia w 4 aktach, wierszem nierymowym ”. Autor był z niej zadowolony, jak pisał w lutym 1827 do brata, Jana Maksymiliana: „Tytuł Nienawiść mężczyzn pono zostawię, bo jest najstosowniejszy. […] Z jej układu jestem kontent; ma więcej lekkości jak zwykle moje sztuki. Wiersze nie są to, co rymowe, ale lepiej niż proza […]”.
Dlaczego w takim razie nie znamy dziś takiego tytułu? Fredro zaczął przepisywać utwór na czysto, co oznaczało zamiar jego inscenizacji lub włączenia do wydawanych właśnie „Komedii”. W Ossolineum zachował się czystopis dwóch pierwszych aktów „Nienawiści mężczyzn”. Powinno ich być pięć (wbrew tytułowi), bo autor podzielił treść planowanego aktu 2 na akt 2 i 3. Czy reszta tekstu czystopisu zaginęła, czy pisarz przerwał pracę? Od 1817 roku był zakochany w mężatce, Zofii z Jabłonowskich Skarbkowej, a niemożliwość połączenia się z ukochaną sprawiała, że stawał się melancholijny, wątpił w sens życia i twórczości. Być może w postaci Radosta wyobraził sobie siebie w przyszłości – samotnego, niekochanego i zgorzkniałego? Ale gdy tylko pojawiła się szansa na szczęście, porzucił przepisywanie „Nienawiści mężczyzn”, by zająć się organizowaniem własnego życia. Ostatecznie udało się przeprowadzić unieważnienie małżeństwa Zofii i w listopadzie 1828 roku para wzięła ślub. Fredro założył rodzinę, urodził mu się syn Jan Aleksander, w 1831 roku wybuchło powstanie listopadowe…Wszystko to sprawiło, że do tekstu powrócił dopiero po 6 latach, i choć pozostał wierny zaplanowanej wcześniej intrydze (przeniósł tylko akcję z Warszawy pod Lublin), napisał całość od nowa. Nadał sztuce nowy, bardziej „chwytliwy” tytuł: „Śluby panieńskie czyli magnetyzm serca. Komedia w 5 aktach, wierszem”. W Ossolineum znajduje się jej kopia autoryzowana, 13 lipca 1833 roku opatrzona pieczęcią lwowskiego cenzora z zezwoleniem na druk w 4 tomie „Komedii”.
Podtytuł zapoczątkowany przez „czyli” (u Fredry wyjątkowo rzadki) wiąże ten utwór z powieścią „Malwina, czyli domyślność serca” Marii z Wirtemberskich Czartoryskiej z 1816 roku, określaną jako pierwszy nowoczesny romans napisany w języku polskim. Nawiązuje też do niej reszta podtytułu. Gustaw postanawia bowiem pokonać „śluby” Anieli zastosowując w praktyce modną na początku XIX wieku teorię „magnetyzmu serc”: „Magnetyzm, mówią, jest to wolna władza, co z ciała w ciało zdrój życia wprowadza”. Wiedeński lekarz Franz Mesmer głosił, że w człowieku istnieje subtelny płyn, tzw. zdrój życia czyli fluid, który może emanować z jednego ciała na drugie, wpływając na wolę i uczucia „magnetyzowanej” osoby. Powstaje wówczas rodzaj duchowej wspólnoty. Przekazywanie fluidu było najłatwiejsze przez dotyk, dlatego Gucio mówił do Anieli „biorąc ją za rękę”:
„Wierz mi – są, dusze dla siebie stworzone.
Niech je w przeciwną los potrąci stronę,
One wbrew losom, w tym lub tamtym świecie,
Znajdą, przyciągną i złączą się przecie”.
Warto zauważyć, że w wersji ostatecznej ślubowanie bohaterek uzyskało łagodniejszy i bardziej ironiczny wydźwięk. Fredro sugeruje, że nie było wywołane ich własnymi złymi doświadczeniami, lecz lekturą książek (jak wymyślone przez niego „Męża Kloryndy życie wiarołomne”), sytuacjami rodzinnymi (nieszczęśliwa miłość Radosta, ojciec Klary „co tak złoto ceni”) oraz idealnymi wyobrażeniami o miłości wziętymi z romansów rycerskich. Scena została rozbudowana, a okrzyk „Nienawiść wszystkim!” zmieniony w zgrabny dwuwiersz: „Przyrzekam na kobiety stałość niewzruszoną nienawidzić ród męski, nigdy nie być żoną”. Panny przede wszystkim pragnęły uniknąć aranżowanych małżeństw, zawieranych bez miłości. Wszystko skończyło się szczęśliwie, zgodnie z wymogami gatunku komediowego – tak się złożyło, że uczucia, rozbudzone w sercach obu młodych par, były też na rękę ich opiekunom.
To jednak nie wszystkie zmiany, jakie Fredro wprowadził, przerabiając po latach swój utwór. Zmienił wiersz z nierymowanego trzynastozgłoskowca na krótszy i rymowany jedenastozgłoskowiec i ośmiozgłoskowiec (zwłaszcza w partiach młodszych bohaterów). To zdynamizowało dialogi, które stały się bardziej zbliżone do mowy potocznej. Ułatwiło też wyrażanie autentycznych emocji oraz parodiowanie ówczesnej literatury romansowej.
Porównanie obu tekstów, zwłaszcza ich najbardziej znanych części, wyraźnie pokazuje, ile utwór zyskał przez te zmiany. Na przykład, w akcie 1 „Nienawiści mężczyzn”, w scenie ślubowania, Aniela mówi:
„Nie mów mi tego, Lauro, ja znam dobrze mężczyzn,
Wiem, jakie to jest próżne, jakie to fałszywe,
Jak się to umie czołgać, żeby ugryźć potem,
Jak to łatwo przysięga, zdradza jeszcze łatwiej”.
Natomiast w „Ślubach panieńskich” ta sama wypowiedź brzmi następująco:
„Na cóż mi mówisz, co ja wiem dokładnie;
Znam dobrze mężczyzn, ten ród krokodyli,
Co się tak czai, tak układa snadnie,
By zyskać ufność i zdradzić po chwili.
Lecz że źli oni – mamyż być takimi?”
Zmiany w zakresie wersyfikacji i rymów, zabiegi językowe, doprecyzowanie psychologii bohaterów i ewolucji ich uczuć – wszystko to zmieniło tonację utworu na bardziej pogodną i dowcipniejszą, choć także głębszą. Przyczyniło się to do teatralnych sukcesów tej jednej z najczęściej grywanych komedii Fredry.
„Śluby panieńskie” pięciokrotnie gościły na dużych scenach Wrocławia. W (obecnym) Teatrze Polskim, oprócz inauguracyjnego przedstawienia w 1946 roku, miały premiery w latach: 1951 (reż. Maria Wiercińska), 1960 (reż. Władysław Dewoyno i Igor Przegrodzki), 1972 (reż. Maria Straszewska). W sezonie 1995/96 wystawił je Wrocławski Teatr Współczesny.
Do artystów, którzy współtworzyli wrocławską scenę teatralną, należała Jadwiga Przeradzka-Jędrzejewska (1902-1983), malarka i scenografka, która przed wojną pracowała m.in. w Teatrze Wołyńskim im. J. Słowackiego w Łucku. W latach 1946-1969 przygotowywała (sama lub z mężem, scenografem Aleksandrem Jędrzejewskim), oprawę plastyczną do wielu przedstawień fredrowskich we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku (były to m.in. „Śluby panieńskie”, „Damy i huzary”, „Zemsta”, „Świeczka zgasła”, „Pan Jowialski”. Projekty do niektórych z nich można zobaczyć na wystawie „Żołnierz napoleoński, ojciec komedii polskiej” – Fredro w Ossolineum.